czwartek, 7 stycznia 2016

Święta i po świętach...

Dziwię się, że to napisałam bo nie lubię tego hasła. W styczniu słychać te słowa sto milionów razy używane zamiennie z "dzień dobry" czy "hej co słychać?". No cóż, ale tu pasują jak ulał bo skończyły się święta i skończyły się jakieś tam pokusy, które tym świętom towarzyszą. Nie jestem słodkolubem i nie dostaję wytrzeszcz oczu na widok ciast, ale przegryzkom, sałatkom i potrawom mięsnym ciężko mi się oprzeć. Nie będzie więc wielkim zdziwieniem jak się przyznam, że niejednokrotnie kulinarnie zgrzeszyłam podjadając to i tamto. Trudno, taki mój los. Czas ciężki na dietę więc jakieś tam rozgrzeszenie sama sobie daję. Chociaż tak myślę nad tymi świętami, nad sylwestrem i tymi wszystkimi wolnymi dniami, które niedawno były i oceniam siebie na ocenę dobrą. Właściwie poza pewnymi wykroczeniami to nie było tak źle. Zaczynam zauważać nie tylko to co jem ale przede wszystkim to czego nie jem. Kiedyś bez zastanowienia jadłabym kanapkę za każdym razem kiedy robię je dzieciom. Dłubałabym pół dnia orzeszki razem z mężem i popijała gazowanymi napojami. Teraz nie. Teraz za każdym razem kiedy widzę, że ktoś coś je - myślę sobie "on je, ja nie. O ten jeden kęs jestem do przodu". Tym myśleniem zamierzam jeszcze przeżyć do końca stycznia, a potem już będzie lżej;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz